Sztum – zamek ze zwierzyńcem Ulricha von Jungingena

Po spędzeniu paru chwil na czytaniu w kilku źródłach o historii zamku w Sztumie, a potem jego zwiedzeniu mam nieodparte wrażenie, że to pierwsze trwało dłużej. Pięknie położony między dwoma jeziorami (kiedyś było to jedno jezioro: Białe, obecnie – Sztumskie i Barlewickie), otoczony murami obronnymi zamek sztumski sprawia nieco inne wrażenie niż pozostałe zamki krzyżackie. Czy to przez niższe obecnie mury obronne? Czy to dlatego, że wiem, że już w średniowieczu budynki mieszkalne wyposażone były w drewniane, dwupoziomowe krużganki, a pokoje gościnne w piece i łazienki? Wszystko, co potrzebne w wygodnej, letniej rezydencji Wielkiego Mistrza Zakonu Krzyżackiego, do którego komtur jeździł korzystać z dobroczynnych właściwości tutejszej wody (w odróżnieniu od wody w Malborku, powodującej kamienie nerkowe)! A jednocześnie zamek sztumski nie przytłacza ogromem jak wspomniany zamek w Malborku.
Ale po kolei.
Najpierw w tym miejscu znajdował się gród staropruski. Potem, po jego zdobyciu i zniszczeniu przez Krzyżaków, folwark zakonny. Następnie podjęto decyzję o konieczności obrony nie tak dalekiego Malborku i budowie zamku w Sztumie. W latach 1326-1335 powstał zamek: na planie pięciokąta, z dwiema wieżami, z budynkami mieszkalnymi w ich obrębie oraz zabudowaniami gospodarskimi. Poza murami – podzamcze i folwark. W tym czasie zamek był siedzibą wójta krzyżackiego, letnią rezydencją mistrzów, miejscem odpoczynku księcia Albrechta II Habsburga w drodze na Żmudź, a także – już za czasów Ulricha von Jungingena – prywatnym zwierzyńcem Wielkiego Mistrza z niedźwiedziami, lwami i wielbłądami.
W 1410 roku polskie wojska nie były dla zamku łaskawe – spaliły go wraz z podgrodziem. Może potem tego żałowano, jako że wkrótce zamek obsadziła polska załoga tylko po to, żeby zaraz znów go stracić. Zamek jeszcze kilka razy przechodził z rąk do rąk po drodze cierpiąc oblężenia, głód i suszę.
Nieco spokoju zaznał zamek po 1466 na mocy pokoju toruńskiego będąc w polskim władaniu. W tym czasie zamek był miejscem sądów i od XVI wieku sejmików szlacheckich.
Na tym kończą się lata jego świetności. Szwedzi nie zostawili po sobie wiele dobrych wspomnień, zabierając z zamku nawet kafle z rozebranych pieców. Po 1772 zamek był źródłem budulca dla gmachów miejskich, więzieniem, sądem, archiwum i sierocińcem. Po 1945 w nowszej części zamku mieścił się Sąd Powiatowy, a w starszej, średniowiecznej – mieszkania lokatorskie.
Obecnie na teren zamku można wejść za darmo, po przejściu ledwie paru kroków od rynku, przy którym też mieści się parking. Płaci się – symbolicznie – za wejście na skromną wystawę. Trzy sale… wielki niedosyt. Tuż obok inne budynki, ale zaniedbane, zamknięte. A przecież to mogło by być wspaniałe miejsce. Nie tylko ze względu na wartość historyczną i niewątpliwą urodę średniowiecznych i nieco młodszych murów, ale też z uwagi na bliskie sąsiedztwo jeziora i wygodną bliskość miasta.
I tak nam się podobało. Warto tu przyjechać i niewątpliwie będziemy chcieli tu wrócić, żeby zobaczyć jak zamek zmienia się na lepsze 🙂

Prabuty: ruiny zamku biskupów pomezańskich, mury obronne i katedra

Prabuty były kiedyś dumnym pruskim miastem. Teraz są trochę sennym miasteczkiem, ale i tak wartym poświęcenia chwili na obejrzenie tego, co mają do zaoferowania. Trafiliśmy tu trochę przypadkiem, po drodze do Gniewu. I dopiero na miejscu dowiedzieliśmy się, że był tu kiedyś okazały zamek. No wiem, wstyd! 😉 😀
W miejscu Prabut był kiedyś staropruski gród Rezija, zniszczony przez Zakon Krzyżacki w 1236 roku. Jednak położenie grodu na wzgórzu pomiędzy dwoma jeziorami, a może też fakt, że tu jest po prostu pięknie, spowodowało podjęcie przez rycerzy decyzji już w 1276 roku o budowie murowanej warowni, ukończonej po 60 latach. Mniej więcej z tego okresu pochodzi gotycka katedra św. Wojciecha, budowana w latach 1310-1330, wzorowana na katedrze w Kwidzynie.
W XIV wieku Prabuty to był dostojny gród otoczony murami miejskimi z dwiema bramami, z katedrą i zamkiem otoczonym dodatkowym murem i fosą. Niedługo jednak Prabuty pozostawały w pokoju.
W 1414 roku w czasie tzw. wojny głodowej między Polską a zakonem Jagiełło nakazał zniszczenie zamku po jego zdobyciu przez litewskiego dowódcę Zygmunta Korybutowicza. Ponownie w 1422 roku, pomimo poddania zamku oraz miasta, oba zostają przez Jagiełłę spalone.
Odbudowano jednak i miasto, i zamek.
Nie był to jednak koniec burzliwych dziejów Prabut. W czasie wojny trzynastoletniej Prabuty teoretycznie znalazły się po polskiej stronie, ale urzędujący tu biskup opowiedział się po stronie Prus. Później Prabuty również były pruskie. Były też miejscem wielu spotkań dyplomatycznych. A potem? Najpierw pożar zamku w 1688, odbudowa i kolejny pożar w 1787. Rozbiórka pozostałości w połowie XIX wieku. Po 1945 – dalsza rozbiórka wszystkiego, co jeszcze wystawało poza poziom gruntu.
Niewiele przetrwało. Podziemia, zwane Jeruzalem, w których zgodnie z legendą Krzyżacy dopełniali ślubów zwalczając pogaństwo ganiając wystraszonych Prusów. Fragmenty murów miejskich i Brama Kwidzyńska, która w swojej historii była i więzieniem, i składem prochu, a nawet wieżą wodociągową. Makieta – niestety za siatką.
Ale i tak warto odwiedzić Prabuty. Dla widoków – na jeziorze Liwieniec, zwanym Zamkowym można obserwować mnóstwo ptaków. Dla atmosfery tego miejsca, pełnej spokoju i wyciszenia.