Prabuty były kiedyś dumnym pruskim miastem. Teraz są trochę sennym miasteczkiem, ale i tak wartym poświęcenia chwili na obejrzenie tego, co mają do zaoferowania. Trafiliśmy tu trochę przypadkiem, po drodze do Gniewu. I dopiero na miejscu dowiedzieliśmy się, że był tu kiedyś okazały zamek. No wiem, wstyd! 😉 😀
W miejscu Prabut był kiedyś staropruski gród Rezija, zniszczony przez Zakon Krzyżacki w 1236 roku. Jednak położenie grodu na wzgórzu pomiędzy dwoma jeziorami, a może też fakt, że tu jest po prostu pięknie, spowodowało podjęcie przez rycerzy decyzji już w 1276 roku o budowie murowanej warowni, ukończonej po 60 latach. Mniej więcej z tego okresu pochodzi gotycka katedra św. Wojciecha, budowana w latach 1310-1330, wzorowana na katedrze w Kwidzynie.
W XIV wieku Prabuty to był dostojny gród otoczony murami miejskimi z dwiema bramami, z katedrą i zamkiem otoczonym dodatkowym murem i fosą. Niedługo jednak Prabuty pozostawały w pokoju.
W 1414 roku w czasie tzw. wojny głodowej między Polską a zakonem Jagiełło nakazał zniszczenie zamku po jego zdobyciu przez litewskiego dowódcę Zygmunta Korybutowicza. Ponownie w 1422 roku, pomimo poddania zamku oraz miasta, oba zostają przez Jagiełłę spalone.
Odbudowano jednak i miasto, i zamek.
Nie był to jednak koniec burzliwych dziejów Prabut. W czasie wojny trzynastoletniej Prabuty teoretycznie znalazły się po polskiej stronie, ale urzędujący tu biskup opowiedział się po stronie Prus. Później Prabuty również były pruskie. Były też miejscem wielu spotkań dyplomatycznych. A potem? Najpierw pożar zamku w 1688, odbudowa i kolejny pożar w 1787. Rozbiórka pozostałości w połowie XIX wieku. Po 1945 – dalsza rozbiórka wszystkiego, co jeszcze wystawało poza poziom gruntu.
Niewiele przetrwało. Podziemia, zwane Jeruzalem, w których zgodnie z legendą Krzyżacy dopełniali ślubów zwalczając pogaństwo ganiając wystraszonych Prusów. Fragmenty murów miejskich i Brama Kwidzyńska, która w swojej historii była i więzieniem, i składem prochu, a nawet wieżą wodociągową. Makieta – niestety za siatką.
Ale i tak warto odwiedzić Prabuty. Dla widoków – na jeziorze Liwieniec, zwanym Zamkowym można obserwować mnóstwo ptaków. Dla atmosfery tego miejsca, pełnej spokoju i wyciszenia.
Twierdza Wisłoujście – 2 km od morza
Już od dawna chciałam zwiedzić Twierdzę Wisłoujście, ale albo nie było czasu, albo byłam za późno. Tym razem upewniłam się, że znajdzie się ona w planach wycieczki. Stety-niestety doczłapaliśmy do Twierdzy z Westerplatte pieszo zamiast popłynąć tramwajem wodnym (linia F5 – około 10 minut z przystani na Westerplatte). Twierdza leży nieco na uboczu, skryta za drzewami. Można się do niej dostać po 2 mostach.
Pierwsze, co zauważyliśmy jeszcze przed wejściem do twierdzy to dziwne metalowe niebieskie pierścienie. Nie znaleźliśmy żadnych możliwych zastosowań. Dowiedzieliśmy się później od przewodnika, że to części niemieckiego U-Boota, które były tu produkowane w czasie drugiej wojny!
Sama Twierdza – bajka!
Z zamkami też ma powiązanie, jako że jej najstarsza część, w samym sercu umocnień, to wieża z 1482 roku, postawiona tu dla obrony portu, wykorzystywana też jako latarnia morska. Skąd latarnia morska nie na samym wybrzeżu? Otóż stąd, że Westerplatte kiedyś nie było! Powstało z piachu naniesionego nurtem Wisły. Wieża – surowa, średniowieczna budowla – jest na tyle wysoka, że widać z niej i kawałek morza, i wieże nie tak odległego Gdańska. Widać też doskonale kształt twierdzy – Fort Carre (czyli kwadratowa) – czterobastionowe umocnienia, które w latach 80 XVI wieku zastąpiły drewnianą konstrukcję. W nich – kazamaty i działobitnie, wszystko oparte na drewnianych skrzyniach (tzw. kaszycach), zasypanych gruzem. A dookoła – fosa. Jeszcze bardziej na zewnątrz – Szaniec Wschodni z 5 bastionami ziemnymi, istniejący od 1626 roku. Podobny był kiedyś po drugiej stronie rzeki, ale został rozebrany jeszcze w XIX wieku.
W Twierdzy oprócz tego, że wchodzi się na wieżę, można też zajrzeć do pomieszczeń wzdłuż ziemnych umocnień, w których kiedyś mieszkali żołnierze (w XVII wieku 150 w czasie pokoju i 300 w czasie wojny – oj, musieli mieć ciasno!) Można obejrzeć z zewnątrz (no chyba, że zabrakło nam czasu podczas naszej wizyty!) domy oficerów i (a tu już byliśmy) renesansowy dom komendanta.
Ograniczona przestrzeń, ale świetnie wykorzystana. Zwiedzaliśmy Twierdzę (z przewodnikiem) przez półtorej godziny i… jestem przekonana, że nie zobaczyliśmy wszystkiego!
Specjalne podziękowania należą się pełnemu zapału przewodnikowi, który – widać to! – ma ogromną wiedzę i jest pasjonatem. Jako ciekawostkę dodam jeszcze, że to spod Twierdzy wyruszały okręty Zygmunta III Wazy na zwycięską bitwę morską pod Oliwą.